Nigdy jakoś nie lubiłam lakierów o metalicznym wykończeniu, ale zauroczona kolorami pokazywanymi na logach postanowiłam skusić się na miss sporty metal flip. Wybrałam kolor, który wydawał mi się najfajniejszy bo w buteleczce wyglądał na delikatny fioletowo-zielony.
Zacznę jednak od tego, że pędzelki miss sporty są wspaniałe :) uwielbiam je i zawsze nimi maluje mi się najlepiej. Przy tym lakierze nie było inaczej, pędzelek i konsystencja lakieru sprawiają, że malowanie to sama przyjemność. Krycie jest tu słabe, ale powiedzmy, że bajeranckość kolorystyczna lakieru nam to wynagrodzi. Po pierwszej warstwie byłam raczej nie zadowolona bo słabo to wróżyło - tym bardziej, że kolor był raczej różowo srebrny i do fioletowego to było daleko.Po każdej kolejnej warstwie (nałożyłam 3) było lepiej. Siedząc cały czas w jednym świetle nie zachwyciłam się za bardzo efektem, ale chodząc po domu i wpatrując się w moje paznokcie dostrzegłam tyle barw, że się zauroczyłam :D i wtedy zrozumiałam czym dziewczyny się tak jarają na innych blogach :)
Mimo tego zachwytu przez to, że nadal jednak nie bardzo lubię metaliczne wykończenie pewnie lakier ten będę wykorzystywać niezbyt często. Aczkolwiek na pewno Wam polecam go wypróbować i samemu się przekonać czy to Wasza bajka czy nie :)
Zdjęć zrobiłam sporo - na pewno więcej niż zwykle, bo trudno było odnaleźć te różne kolory, które przybierają moje paznokcie w zależności od rodzaju światła i konta jego padania. Niestety nie wszystkie udało mi się złapać, ale mam nadzieję, że tyle wystarczy aby pokazać Wam różnorodność tego lakieru.